...lub
kobieta na krańcu świata :) a tak naprawdę to gorąca relacja
prosto ze Sri Lanki. Oczywiście jeżeli hotelowy internet mi na to
pozwoli gdyż do najszybszych nie należy :) ale chyba naprawdę nie
mam się na co skarżyć :)
Zacznę
od tego, że udało mi się w środku zimy i mrozów jakie panowały
w Polsce przed moim wyjazdem uciec na dwutygodniowy urlop do ukropu
jaki panuje na Wyspie nazywanej Łzą Indii lub Perłą Oceanu
Indyjskiego czyli właśnie Sri Lankę.
Znajdująca
się kilka stopni nad równikiem wyspa zachwyca swoją różnorodnością
niemal pod każdym względem tj. etnicznym, językowym, klimatycznym,
kulturowym i religijnym. W związku z tym, że ja nie chciałabym Was
zanudzać wiedzą przewodnikową, którą każdy może nabyć
samodzielnie pokażę Wam to co faktycznie udało mi się zwiedzić.
A to dopiero pierwsza część bo jeszcze ponad tydzień przede mną!
Może
zacznę od krajobrazu bo plaże są przepiękne!!!
Środek wyspy to z kolei widoki przede wszystkim obszaru nizinnego z różnego rodzaju plantacjami. Już za parę dni wybieram się na plantację herbaty, więc opisze ją Wam następnym razem.
Stolicą wyspy jest miasto Kolombo, które odwiedziliśmy już drugiego wieczoru w związku z tym, że udało nam się trafić na odbywającą się raz w roku paradę słoni (ma się to szczęście)!!! Parada przechodzi przez całe miasto a uczestniczy w niej 100 poprzebieranych słoni + całe tłumy artystów: tancerze, muzycy, szczudlarze, przedstawiciele różnych grup społecznych, religijnych w swoich tradycyjnych/ narodowych strojach...gra kolorów, wzorów, dźwięków i umiejętności!
Z jednej strony było to bardzo efektowne i niesamowite wydarzenie z drugiej strony jako miłośniczka zwierząt nie mogłam patrzeć na łańcuchy na nogach i ciężary przewieszone przez ciało tych biednych słoni a tym bardziej małych słoniątek.
a dwa dni ( w końcu ile można plażować) wybraliśmy się na wycieczkę do sierocińca żółwi. Jak się okazało takich miejsc jest bardzo dużo na wyspie, ponieważ jest to dość duży i palący problem, który trzeba było natychmiast zaadresować i podjąć odpowiednie działania. A mianowicie jeżeli ludzie będą obchodzili się z żółwiami tak jak dotychczas to za 10-15 lat może ich już w ogóle nie być :( W sierocińcu znajduję się żółwie, które ledwo uszły z życiem w wyniku starcia z łodziami czy sieciami rybackimi. Większość z nich nie ma przednich/ tylnych łapek lub poważnie uszkodzoną skorupę.
Ponad to jaja żółwie są jednym z przysmaków na wyspie stąd też osoby pracujące w schronisku starają się wykupić ich jak najwięcej zanim trafią na targ oraz zapewnić im naturalne warunki środowiska tak by małe mogły się wykluć.
Czy wiecie, że przeciętna samica składa 200 jaj raz na 6 miesięcy z czego do morza dociera/ przeżywa ok 5% :((( Pozostałe giną przez drapieżniki oraz niestety ludzi :((( Wieku dorosłego dożywają jedynie nieliczne...
Jeszcze jedna ciekawostka, ta już wesoła- jeżeli temperatura słońca będzie ponad 29 stopni z jaj wyklują się Panowie, poniżej 29- Panie, nie pytajcie co się stanie jak będzie równo 29 :))) Nie mam zielonego pojęcia :P
Tu żółwiki, które wykluły się dzień przez naszą wizytą :)
Niestety tak jak pisałam większość z żółwi przebywających w sierocińcu to te bez którejś z łapek lub z uszkodzoną skorupą.
Żółw
powyżej to William. William nie chciała się przytulać i nie był
zadowolony, że wyjęliśmy go z wody więc natychmiast do niej
wrócił :) William (jak widać na załączonym obrazku) miał swoje
niezadowolenie mocno wypisane na twarzy.
Miałam
Wam jeszcze napisać o safari, na którym też już byłam, ale i tak
za bardzo się dziś rozpisałam, więc zostawię to do następnej
relacji prosto ze Sri Lanki :) Mam nadzieję, że dobrnęliście do
tego momentu i zachęciłam Was do podróży w te rejony.
W
tym tygodniu odwiedzę między innymi plantację herbaty i
sierociniec słoni. To drugie podejrzewam skończy się płaczem, ale
i tak Wam o tym napiszę :D
Tymczasem
przesyłam Wam mnóstwo słońca i ciepła bo zapewniam, że mam się
czym dzielić :)
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz